Życie
Klubów
|
|
Stanisław Winczura
KIK Tarnów
Nie bez przyczyny warszawski Plac J. Piłsudskiego, mianowany
ongiś Placem Defilad,
został nazwany "Polskim Wieczernikiem". Wszak
właśnie tu, dwadzieścia lat temu, podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła
II do Polski padły słowa, które dziś odczytuje się jako swoiste
bierzmowanie narodu: ,,I wołam ja, syn polskiej ziemi: Niech zstąpi Duch Twój
i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi". Oto stwierdzenie, wypowiedziane w
wigilię Zielonych Świąt 1979 roku, nabiera znaczenia proroctwa, szczególnie
w kontekście dokonujących się na naszych oczach wielorakich zmian.
Obraz tamtej pielgrzymki nie zatarł się w sercach wielu Polaków. Tym zaś, którzy zgromadzili się na Placu J. Piłsudskiego 13 czerwca 1999 roku przypomniał o nim wielki, drewniany krzyż, spod którego popłynęły wspomniane przed chwilą słowa.
Msza św. beatyfikacyjna, podczas której wyniesiono na ołtarze 108 męczenników II wojny światowej, Reginę Protmann i Edmunda Bojanowskiego, zgromadziła półtora miliona osób z całej Polski. Wszak nie było diecezji, której "Martyrologium" nie miało zostać powiększone o nowych orędowników. Dla Kościoła Tarnowskiego szczególnej wymowy nabierały beatyfikacje Romana Sitki, Julii Rodzińskiej, Celestyny Faron i Krystyna Gądka. W Warszawie był obecny tarnowski episkopat, wszy~y klerycy seminarium z grupą przełożonych, spora grupa kapłanów i sióstr służebniczek, a także wierni, przede wszystkim rodziny naszych błogosławionych. Większość z nich dojechała do stolicy specjalnym pociągiem, który wyruszył z Tarnowa tuż po północy z soboty na niedzielę.
Około godziny 4.3o, gdy dotarliśmy na miejsce celebry, sektory były już napełnione prawie w połowie. Z godziny na godzinę tłum coraz bardziej gęstniał i szczelnie wypełnił wszystkie miejsca. Chociaż bramy zamykano dopiero o 7.3o, odkładający dotarcie na ostatnią chwilę mieli poważne problemy z dotarciem na swoje miejsca. Organizatorzy chyba nie liczyli na taką frekwencję wiernych i znacznie przeliczyli się z możliwością "ściśnięcia" pielgrzymów w poszczególnych sektorach. Tych mankamentów organizacyjnych było znacznie więcej a już czymś trudnym do pojęcia był fakt, iż księża nie dotarli z Komunią Św. do większości przednich sektorów. I to bynajmniej nie z powodu natłoku wiernych, lecz z braku szafarzy...
Czas oczekiwania na Ojca Świętego wypełniła wspólna modlitwa i montaż poetycki w wykonaniu aktorów Teatru Wielkiego, o którego fronton opierała się dekoracja papieskiego ołtarza.
Ogromny entuzjazm wzbudzał przejazd Ojca Świętego między sektorami. Choć pochylona sylwetka Jana Pawła II mignęła ledwie przez moment, to jednak ta chwila zupełnie wystarczała do poczucia tej trudnej do opisania radości jaką niesie ze sobą świadomość bliskości Ojca Świętego.
Choć całe nabożeństwo trwało kilka godzin, jakoś trudno było odczuć zmęczenie, na pewno nie był to efekt tylko wyjątkowo "pielgrzymiej" pogody - bez skwaru, deszczu czy duchoty. Słuchając Jana Pawła 11, uczestnicząc w tak historycznych wydarzeniach, zupełnie niezauważalnie przechodziły odczucia zmęczenia czy niewygody. Nie było może w Warszawie tej spontaniczności, jaką odczuwaliśmy w starym Sączu czy Wadowicach. Zebrani ludzie byli bardzo powściągliwi w owacjach czy aplauzach dedykowanych Janowi Pawłowi II. Może to i lepiej, bo papieskie słowa nie były zagłuszane przez burze oklasków i okrzyków. I tak najważniejszym pozostanie ów zasiew słowa rzucony w serca...
A skoro o tym zasiewie. Nie sposób oprzeć się jeszcze jednej refleksji. Oto dwadzieścia lat temu "siewca wyszedł siać". 13 czerwca 1999 roku stanął i popatrzył, jakie owoce przynosi jego trud i praca, i na jaką ziemię padło ziarno...