KIK Warszawa
Spotkanie panelowe
Ks. Michał Czajkowski
Postawiono mi pytanie: Czy możliwy jest dialog chrześcijańsko-żydowski po Żwirowisku? Wolałbym jakiś temat bardziej teologiczny, ale jako członek Klubu muszę władz klubowych słuchać. A pytanie jest i niełatwe, i łatwe, bo właściwie od razu mogę odpowiedzieć, że dialog chrześcijańsko-żydowski po Żwirowisku jest nie tylko możliwy, ale jeszcze bardziej konieczny niż przedtem. A więc odpowiem na postawione mi pytanie w dwóch punktach. Po pierwsze, że dialog jest możliwy i dlaczego jest możliwy, a po drugie dlaczego jest bardziej konieczny niż kiedykolwiek. I potem w trzeciej części podzielę się jeszcze jakimiś uwagami.
Dlaczego sądzę, że dialog chrześcijańsko-żydowski będzie możliwy po Żwirowisku, a nawet jest możliwy w trakcie Żwirowiska (bo konflikt jeszcze trwa)? Po pierwsze dlatego, że w dziedzinie dialogu nie tylko w świecie, ale i w Polsce już bardzo wiele zrobiono. I stąd tego rodzaju trudność nie może tak od razu niszczyć jego owoców. To jest niemożliwe. Gdybyśmy byli u początków dialogu, to może rzeczywiście ten konflikt więcej by niszczył i zaszkodził niż to uczynił. Po drugie jest jednak po obu stronach bardzo silna chęć dalszego dialogu. To jest ważne. Oczywiście niektórzy się cieszą albo martwią, ale częściej się cieszą, że dialog jest skończony- dam potem przykład pewnego dziennikarza - natomiast my wszyscy jesteśmy chyba przekonani, że tym bardziej trzeba ten dialog prowadzić. Po trzecie ten dialog jest możliwy dlatego, że w tym konflikcie na szczęście polscy Żydzi byli i są konsultowani. Zresztą polscy Żydzi w większości rozumieją polskie racje i polskie prawa do Oświęcimia. Odczytam fragment artykułu człowieka, który nieraz siedział tutaj za tym kikowskim stołem, także ze mną, dr Stanisława Krajewskiego, wybitnego przedstawiciela polskiego Żydostwa, który w ostatnim numerze "Midrasza" - nie wszyscy Państwo to pismo czytają, dlatego przyniosłem je ze sobą i parokrotnie z niego skorzystam - tak napisał:
"Uważam, że źródłem szerokiego poparcia Polaków dla krzyży na żwirowisku jest poczucie, że chodzi o walkę o uznanie polskich praw do Auschwitz. Te prawa są w pełni zasadne, bo tam zginęły dziesiątki tysięcy polskich chrześcijan, a słowo "Oświęcim" już w czasie wojny zaczęło funkcjonować jako symbol polskich cierpień pod niemiecką okupacją. Te fakty nie są szerzej znane na świecie, gdzie Auschwitz jest symbolem Szoa i niczym więcej. Zagraniczne protesty przeciw krzyżowi na terenie obozu odwołują się do utożsamienia: Auschwitz = Holokaust. Choć ten wymiar obozu musi dominować, jest niemoralne ignorować inne ofiary, a przez to lekceważyć ich rodziny i ich wspólnoty. Uzasadnione jest rozgoryczenie i rozdrażnienie z powodu pomijania polskiego "wymiaru" obozu. My, polscy Żydzi, rozumiemy doskonale tę sytuację. Żałuję, że nasz głos nie jest bardziej słyszalny na świecie. Krzyż zwany "papieskim", a dla niektórych i inne stojące tam krzyże, zaczął funkcjonować jako symbol słusznych polskich i chrześcijańskich praw do obozu. Tego nie powinniśmy pomijać ani my w Polsce, ani zagraniczni działacze żydowscy. To jest ważne niezależnie od faktu, że żwirowisko stało się punktem zbornym nieprzejednanych ekstremistów".
Dialog jest możliwy też z tego powodu, że opowiedzieli się za nim wyraźnie polscy biskupi. Przypomnę fragment sierpniowego Oświadczenia Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski: ,,2 równie serdeczną prośbą zwracamy się do Żydów, z którymi wiążą nas jedyne i niepowtarzalne więzy wiary: w Imię Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, który dla nas chrześcijan jest także Bogiem Jezusa Chrystusa, gorąco apelujemy o kontynuowanie dialogu, aby wspólnie przelana krew naszych Ojców i Dziadów, Braci i Sióstr, dopomogła nam do tego, by Imię Boga mogło być przez nas wspólnie uwielbione". A więc widzimy, że z obu stron - żydowskiej i chrześcijańskiej - została wyrażona chęć dialogu. A cóż to jest dialog? Nie będę snuł tutaj rozważań filozoficznych, ale z dokumentów naszego Kościoła przypomnę kilka zdań, które pozwalają nam żywić nadzieję, że jeśli dobrze rozumiemy istotę dialogu, to sprawa krzyży może być rozwiązana. W jednym z tych dokumentów Stolicy Apostolskiej z ostatnich lat czytamy:
"Stosunki pomiędzy Żydami i chrześcijanami, jeśli w ogóle istniały, nie wychodziły zazwyczaj poza stadium monologu: chodzi zatem teraz o zbudowanie prawdziwego dialogu. Dialog zakłada chęć wzajemnego poznania oraz jego rozwijania i pogłębiania. Stanowi uprzywilejowany sposób wzajemnego poznawania się, a w szczególnym przypadku dialogu Żydów i chrześcijan pogłębiania bogactw własnej tradycji. Warunkiem dialogu jest szacunek dla drugiego, takiego jakim jest, a szczególnie dla jego wiary i jego religijnych przekonań". Bardzo często chcielibyśmy jako chrześcijanie, żeby Żydzi byli tacy, jakimi my chcielibyśmy ich mieć, i odwrotnie. Szczególnie ważny jest szacunek dla wiary partnera dialogu i jego religijnych przekonań. Za mało jest zrozumienia tego po obu stronach, ale po naszej jeszcze bardziej. Czym jest cmentarz dla Żydów, jego sakralność, jego wieczność?.. Nigdy nie może być zamieniony na cokolwiek innego. Czym jest Auschwitz dla Żydów?. Mimo że ginęli na Majdanku, w Treblince i w Sobiborze, Auschwitz jest dla nich symbolem jedynym w świecie.
Do tego rodzaju szacunku dla cudzej wrażliwości, dla cudzych przekonań, symboli religijnych, jesteśmy wzywani w dialogu. "Dialog nie jest oportunistyczną taktyką danej chwili - czytamy w innym dokumencie rzymskim - ale opiera się na racjach, pogłębionych przez doświadczenie, refleksję, a także same trudności." Dlatego jestem optymistą, że ten konflikt może nasz dialog pogłębić, a nie zniszczyć go. " Wzajemne weryfikowanie się, Wzajemne poprawianie błędów, braterska wymiana posiadanych darów sprzyjają stałemu wzrostowi dojrzałości, z której rodzi się wspólnota osób. W owym procesie konfrontowania siebie mogą oczyszczać się i wzbogacać doświadczenia i poglądy religijne. Ta dynamika stosunków pomiędzy ludźmi skłania nas, chrześcijan, do słuchania i rozumienia tego, co inni wierzący mogą nam przekazać, gdyż w ten sposób możemy czerpać korzyści z hojnych darów Boga.(...) Dialog jest przede wszystkim stylem działania, postawą i duchem, który przyświeca postępowaniu. Zakłada uwagę, szacunek i przychylność wobec drugiego człowieka, a także uznanie jego osobowej tożsamości, jego sposobów wyrażania siebie, jego wartości."
I tego właśnie często po obu stronach - ale uderzajmy się w nasze własne chrześcijańskie piersi - braknie. Dialog "nie cofa się w obliczu głębokich czasem trudności, lecz z pokorą i ufnością zdaje się na Boga, który ,jest większy od naszego serca" (l J 3,20). Dla chrześcijanina jest to okazją do tego, by umożliwić drugiemu egzystencjalne doświadczanie wartości Ewangelii." Nie sądzę, żeby na Żwirowisku Żydzi mogli doświadczać wartości naszej Ewangelii. Słusznie tutaj podkreślono, że w dialogu nie można cofać się przed największymi nawet trudnościami. Dlatego w odpowiedzi na postawione tutaj mnie i Państwu pytanie odpowiadam, że dialog jest i możliwy i tym bardziej konieczny. Odczytam jeszcze chociaż jedno zdanie z licznych wypowiedzi Jana Pawła II na temat dialogu: "Doświadczenie dialogu daje poczucie solidarności i odwagę, potrzebne do pokonywania barier i trudności. Bez dialogu bowiem bariery przesądów, podejrzeń i nieporozumień nie mogą być skutecznie usunięte."
Tymczasem jeden z dziennikarzy katolickich, były prezes Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, napisał tak: "Polska nie jest krajem słabym, ale nie jest silniejsza od szwajcarskich banków. I dlatego ustępstwa wobec Żydów są konieczne. A nie dlatego, że może ucierpieć dialog chrześcijańsko-żydowski. On w Polsce praktycznie już nie istnieje. Zabili go Żydzi swoją arogancją, zapatrzeniem w swoje racje i niezdolnością do zrozumienia racji drugiej strony". Zazdroszczę panu Maciejowi Łętowskiemu tego dobrego samopoczucia. Wszystkiemu winni są, jak zwykle, Żydzi. Oni zabili dialog- nie my, dobrzy katolicy. A wiadomo przecież, co się stało i ciągle się dzieje na Żwirowisku i w związku ze Żwirowiskiem. Czy to nie są objawy polskiego i chrześcijańskiego antysemityzmu? Tego, który spotykamy też często na łamach "Naszego Dziennika" (skąd cytowałem Łętowskiego), zwłaszcza w listach do redakcji, jak również na łamach innych prasowych organów prawicowych, także tych, które powołują się na katolicyzm. I to wszystko mimo znanego (drukowanego także na łamach "Naszego Dziennika") Oświadczenia Rady Stałej Episkopatu Polski. Tak jak wybiórczo traktujemy nauczanie papieskie, podobnie zaczyna być - to jest raczej novum - z nauczaniem polskiego Episkopatu. Badania wykazały, że jedna trzecia polskich katolików już po Oświadczeniu Episkopatu jest za pozostawieniem wszystkich krzyży. Traktuję to trochę jako felix culpa, bo może nasi księża biskupi troszkę przejrzą na oczy i ujrzą, że jednak w Polsce istnieje problem antysemityzmu (mnie niejednokrotnie przekonywano, że w Polsce w ogóle nie ma antysemityzmu). Znowu sięgnę do artykułu Krajewskiego:
"Najbardziej widocznym skutkiem konfliktu jest wydobycie się na wierzch oszalałego antysemityzmu. Być może ten rok jest złowrogim punktem zwrotnym: to, co było obszernym, ale wstydliwym marginesem, pojawiło się w samym środku polskiej sceny publicznej. Trudno nie odczuwać przerażenia czytając wręczane na żwirowisku ulotki: Polską rządzą Żydzi, większość biskupów to Żydzi, włącznie z kardynałem Glempem, Polacy nie mają praw we własnym kraju, Watykanem rządzą masoni, itd. Nie ma granicy absurdu, której by już nie przekroczono. W czasie kolejnej odprawianej tam mszy ogłoszono, że to "Soros zażądał od Balcerowicza 12 województw dla 12 plemion Izraela". To jest objaw choroby, która sama w sobie zasługuje tylko na wzruszenie ramion, ale niestety nie możemy jej ignorować. Mamy nową sytuację: obecność opętańczo antysemickich wypowiedzi w głównym nurcie życia społecznego zmienia obowiązujące dotąd normy. Stępia się wrażliwość na antysemityzm, dotychczas i tak w Polsce mało wyostrzona. Łagodniejsze opinie antysemickie będą teraz postrzegane jako mało rażące, coś do przyjęcia na tle tego, co przez kolejne miesiące dobiega ze Żwirowiska. Może pojawić się również bezpośrednie zagrożenie. Ludzie w rodzaju kibiców przyzwyczajonych do skandowania "żydy do gazu", podkręceni przez ludzi, dla których "żyd" znaczy "wpływowa, skryta w cieniu postać, która knuje przeciw biednym Polakom", mogą rzucić się na prawdziwych Żydów czy żydowskie instytucje."
Jestem przekonany, mimo wrodzonego optymizmu, że antysemityzm w Polsce będzie wzrastał. Wracając uparcie do tematu tego spotkania - dialog jest więc bardzo potrzebny. Dialog nie tylko w sensie jakichś rozmów wspólnych, lecz w szerszym sensie: wspólna praca, do której przede wszystkim my, największy Kościół, jesteśmy powołani, aby przez cierpliwą informację, formację, także katechetyczną, usuwać uprzedzenia. Bo to jest gleba podatna do tworzenia się potem - czy do popierania - tego rodzaju konfliktów jak na Żwirowisku. W tych dwóch punktach na postawione temu naszemu spotkaniu pytanie odpowiedziałem: że dialog jest nie tylko możliwy, ale bardziej konieczny niż kiedykolwiek. Teraz pod koniec pragnę zająć się jeszcze czterema sprawami na marginesie właściwego tematu.
Po pierwsze chciałbym przypomnieć, chociaż w tym gronie to nie jest konieczne, ale powinniśmy to czynić z ambon, w salach katechetycznych, w katolickich mediach, czym jest krzyż. Że nie jest to oręż, że nie jest to sztandar narodowy czy partyjny. Powinniśmy pomagać nieustannie naszym wiernym wgłębiać się w misterium krzyża. Misterium tej największej miłości, która objawiła się w klęsce, w poniżeniu, w tym, co nazywamy za św. Pawłem "kenozis": wyniszczeniem, samowyniszczeniem, ogołoceniem, zejściem w niskość naszą, rezygnacją niejako z atrybutów Bóstwa. Wymachiwanie krzyżem to jest profanacja tego znaku naszego zbawienia, znaku miłości. Przypomnę, co na ten temat piszą nasi biskupi w cytowanym już Oświadczeniu: "Krzyż, który dla nas, chrześcijan, jest najwyższym znakiem miłości i ofiary, nigdy nie może służyć jako narzędzie walki przeciw komukolwiek. Właśnie na krzyżu Chrystus zburzył mur wrogości dzielący ludzi i pojednał wszystkich z Bogiem. Zobowiązuje to nas do pytania: Czy jesteśmy czytelnym znakiem pojednania i pokoju? Czy do naszych zachowań nie można odnieść słów Listu Do Hebrajczyków: Krzyżują w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko" (Hbr 6, 6)?"
Bardzo często tak zwani "obrońcy krzyża" powołują się na słowa papieskie "brońcie krzyża" do tego stopnia, że już zaczyna powoli funkcjonować, w opinii publicznej, u ludzi mniej uświadomionych, przekonanie, że Papież kazał bronić krzyża na Żwirowisku. Po pierwsze wiadomo, że nie chodziło Papieżowi o żaden konkretny krzyż, a po drugie chodziło o jego obronę w sercach. Odczytajmy ten tekst wygłoszony przez Jana Pawła II w Zakopanym (z widokiem na krzyż na Giewoncie) 6 czerwca 1997 roku: "Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym.(...) Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz." Zresztą ukazała się po polsku cała książka papieskich wypowiedzi na temat krzyża - właśnie w tym duchu. Boję się, że profanacją nie tylko krwi Chrystusa, ale także prochów tam rozsianych - są nie tylko te krzyże stawiane na Żwirowisku. W sposób delikatniejszy profanuje się też symbole religijne przez ich mnożenie i nadużywanie, jak Polska długa i szeroka. Tak samo jak chyba obraża się Matkę Najświętszą czyniąc Ją patronką radia nie zawsze chrześcijańskiego.
Tych, którzy starają się tutaj mówić i postępować zgodnie z orędziem krzyża, nazywa się po prostu wrogami krzyża. Trzeba by za takiego wroga krzyża uznać też Władysława Jagiełłę, bo przecież walczył z Krzyżakami, Rycerzami Zakonu Najświętszej Maryi Panny, którzy na płaszczach nosili krzyże. Wspominam o tym przykładzie z dalekiej przeszłości, bo przypomniałem sobie, że kiedy nakręcono film "Krzyżacy", ze szkołą, w której akurat zastępowałem katechetę (we wrześniu - przed pójściem na KUL), pojechałem do kina w sąsiednim mieście. Kiedy wracaliśmy pociągiem, podszedł do mnie mój dawny wychowawca: "Słuchaj, jest mi strasznie przykro, bardzo Cię przepraszam, że ci zaproponowałem, byś pojechał z nami na "Krzyżaków", nie wiedziałem, że to jest taki antychrześcijański film". "Antychrześcijański?" - zdumiałem się. "No, widziałeś przecież, to jest film przeciwko tym Rycerzom Najświętszej Maryi Panny, którzy na płaszczach nosili znak krzyża". "Panie Wiesiu - replikowałem - to Pan nie wie, gdzie tam jest chrześcijaństwo? że jest po stronie tych dzikich Litwinów i Polaków, którzy walą mieczami w te krzyże? ." Takie niezrozumienie, podleganie pozorom, uleganie deklaracjom, zaufanie do znaków bez wgłębiania się w istotę, zauważmy także dzisiaj.
Gdy chodzi o owo misterium krzyża, tutaj jest mur nie tylko pomiędzy nami, katolikami, ale też jest spór pomiędzy chrześcijanami a Żydami. A jeśli nie spór, to radykalna różnica, która wcale nie musi nas dzielić. Wiadomo, że Papież mówił w Oświęcimiu, że jest to "Golgota naszych czasów". Parokrotnie zresztą Zagładę Żydów łączył (w sposób bardzo delikatny) z cierpieniem Chrystusa. Jest to dla Żydów nie do przyjęcia, ale my nie możemy tego nie wyznawać. Nie ma w tym jakiejś obrazy dla Żydów, tylko to się nie mieści w ich religii, która po pierwsze nie uznaje Jezusa za Mesjasza i Syna Bożego, a po drugie - przynajmniej część jej teologii - patrzy na miejsca Zagłady jako na miejsca nieobecności Boga, miejsca najgłębszego bezsensu, i uważa za profanację Szoa nadawanie jej jakiegoś sensu. Prof. Marcel Jacques Dubois podczas sympozjum na temat: "Milczenia Boga" zorganizowanym przez uniwersytet w Tel Avivie powiedział:
"Dla mnie, chrześcijanina, tajemnicza i ponad rozumowa odpowiedź na zgorszenie Szoa może być udzielona jedynie w świetle przychodzącym z góry, które w mojej wierze przechodzi poprzez tajemnicę Kalwarii. Gdy mnie pytają, nie mogę nie głosić tego, co dla mnie chrześcijanina jest pewnością. Jednak w dialogu pewność tę muszę zachowywać w milczeniu, gdyż wiem, że jest ona nieprzekazywalna moim żydowskim przyjaciołom. Muszę uznać, że jest ona dla nich nie tylko nie do zaakceptowania, lecz całkowicie niezrozumiała. Co więcej, muszę być świadomy rany i zgorszenia, jakie tego rodzaju twierdzenie mojej wiary może wywołać w ich umysłach i sercach. Przyrównać Szoa do Krzyża! Tego krzyża, którym wymachiwali groźnie sędziowie Inkwizycji czy mordercy podczas pogromów i który był dla Żydów w całej ich historii symbolem nietolerancji, potępienia, ucisku i nienawiści. Skoro słowa i znaki nie mają tego samego znaczenia, to musimy milczeć. My, chrześcijanie, musimy przyznać, że pod tym względem zbyt często brakowało nam, może nieświadomie, szacunku dla innych. Tego właśnie brakowało niewątpliwie w trudnym sporze między Żydami a katolikami wokół krzyża umieszczonego obok klasztoru karmelitanek w Oświęcimiu." Nie wiedział ojciec Dubois, że tych krzyży w międzyczasie przybędzie.
Druga sprawa z tych moich końcowych uwag: niejednokrotnie słyszałem, jak tym chrześcijanom - świeckim, duchownym - którzy starają się w tych trudnych sprawach chrześcijańsko-żydowskich i polsko-żydowskich zajmować stanowisko zgodne wedle ich sumienia z Ewangelią, zarzuca się po prostu opcję prożydowską. A ja jestem przekonany, że jest to wrażliwość chrześcijańska. A więc jest to opcja prochrześcijańska, prokatolicka i propolska. Ja osobiście, jeśli w tych sprawach zabieram głos, zajmuję stanowisko przede wszystkim jako ksiądz. Dla mnie racje ewangeliczne, teologiczne są najważniejsze, potem dopiero polityczne czy narodowe. Zresztą to, co się dzieje na Żwirowisk, jest profanacją - moim zdaniem - także polskich prochów. Profanacją pamięci Polaków, których prochy tam spoczywają. Zarzuca się tym, którzy mają taką opcję moim zdaniem ewangeliczną- że działają pod dyktatem żydowskim. A z jakiej racji ja mam ulegać dyktatowi panów Benderów, Świtoniów, Janoszów czy Bublów? Wolałbym już ustępować pod dyktatem żydowskim. Jestem jednak przekonany, że to nie jest dyktat, a jeśli dyktat, to ewangeliczny.
Trzecia moja końcowa uwaga, jest krótka, ale ważna. Uniknęlibyśmy konfliktu, gdyby w nas było więcej wrażliwości na cierpienie żydowskie, o czym pisała niedawno profesor Świda-Ziemba. Wrażliwości na każde cierpienie. Nie wstydzę się przyznać, że jak byłem młodszy to czasem płakałem, kiedy czytałem o polskim cierpieniu. Może to mnie trochę przygotowało do większej wrażliwości na największe cierpienie: to żydowskie.
I ostatnia sprawa: co będzie dalej? Nie jestem członkiem jakiegoś gremium, które by się tym zajmowało, a jeśli pewne rzeczy wiem, to nie mogę tutaj powtarzać. Jedno jest pewne: tej szkody nie da się już całkowicie naprawić. Ale z drugiej strony jest to szansa, jest to wezwanie dla nas nie tylko do pogłębionego dialogu, ale także do pracy, zwłaszcza wśród nas, w naszych parafiach, w salach katechetycznych... Co więc będzie ze Żwirowiskiem, które na łamach Tygodnika Powszechnego ks. J. Tischner nazwał pięknie "najgłośniejszym darem polskiego katolicyzmu złożonym polskiemu Papieżowi na jubileusz"? Jedno mogę powiedzieć: mimo ostatnich komplikacji sądowych krzyże będą usunięte.
A co będzie z tzw. "krzyżem papieskim"? Mówię "tak zwanym", bo jest to uzurpacja. I tak jak niektórzy uwierzyli już, że Papież kazał bronić krzyża na Żwirowisku, tak też z kolei niektórzy już wierzą, że w tym właśnie miejscu, na Żwirowisku, Papież sprawował Eucharystię pod tym krzyżem. Albo wręcz, że Papież ten krzyż kazał tam postawić. A przecież został on tam przeniesiony nielegalnie, wbrew woli biskupa ordynariusza, którym wtedy był kardynał Macharski, i został postawiony przeciwko Żydom i przeciwko wcześniejszej decyzji papieskiej o przeniesieniu Karmelu. Natomiast inne krzyże są stawiane już nie tylko przeciwko Żydom, ale także przeciwko polskim biskupom. W swoim Oświadczeniu wyrazili oni nadzieję, że ten jeden krzyż jednak pozostanie. Czy na zawsze? Kiedyś powiedziałem w telewizji, że ja bym się cieszył, gdyby ten krzyż był jeszcze większy, gdyby go było widać w całej Polsce. Pod jednym warunkiem: że nie będzie powodem ciągłych wojen, które profanują to miejsce.
A obawiam się, że i ten krzyż, chociaż nie jest taki wielki i wcale nie jest tak bardzo widoczny zewsząd i wkrótce go pewnie tuje przesłonią, jednak może jeszcze być przyczyną konfliktu. Dlatego może wróci się do pierwotnej koncepcji i, że kiedy ten teren stanie się własnością Skarbu Państwa, to powstanie tam pomnik z niewielkim krzyżem upamiętniający zabitych tam Polaków - głównie chrześcijan. Pozostawienie krzyża "papieskiego" będzie zwycięstwem szantażystów: przez postawienie innych krzyży obroniliśmy krzyż papieski! W swym Oświadczeniu biskupi przewidują możliwość dialogu chyba również na temat tego krzyża. Tak przynajmniej jako egzegeta interpretuję dwa zdania z tego Oświadczenia: "Jesteśmy otwarci na dialog nad dalszym kształtem tego cmentarzyska naszych czasów, którym jest obóz Auschwitz-Birkenau. Deklarujemy gotowość poszukiwania rozwiązań, które byłyby możliwe do przyjęcia przez wszystkich."
Na koniec chcę dwie ciekawostki przedstawić, dwa teksty prowokacyjne. Najpierw tekst, który mi wręczył prot: Krzysztof Byrski, nasz były ambasador w Indiach, a który być może ukaże się w druku. Odczytam tylko dwa ostatnie zdania: "Na Żwirowisku powinien więc stanąć pomnik - olbrzymia swastyka z ciosanego czarnego granitu z rozpiętą na niej postacią Chrystusa w obozowym pasiaku. Po to, by tak Żydzi jak i chrześcijanie uzmysłowili sobie mityczny wymiar oświęcimskiej Golgoty, ponownie potwierdzający sens wszelkiego cierpienia i śmierci, tak jak kiedyś uczynił to Chrystus na krzyżu." Drugi tekst, autorstwa prof.: Andrzeja Grzegorczyka, już jego tytuł "Niech będzie mur" odwołuje się prorokująco do cytowanego w Oświadczeniu Rady Episkopatu zdania św. Pawła z Listu do Efezjan, że Jezus zburzył mur między Żydami a nami, poganami; odczytam tylko fragment: "Niech nowy mur będzie symbolem naszej wspólnej klęski. Tego, że nie potrafimy z sobą współżyć. Ze istnieje ściana braku miłości, która nas dzieli. (...) A mur niech świadczy o naszej małości, o naszym oddzieleniu, którego nie umiemy przekroczyć. A jeśli wydaje się nam, że jesteśmy ponad podziałami, to niech nam przypomina, że nie potrafimy braciom naszym pomóc w przełamaniu tego oddzielenia, które póki trwa, jest w swej istocie tym samym, co tu kiedyś było..."
Jeszcze raz sięgam do artykułu Krajewskiego - traktuję go tutaj jako nieobecnego panelistę. Przypomina on różne dodatkowe propozycje, które już przedkładano w sprawie oświęcimskich krzyży, tego pierwszego i tych następnych, i dodaje: "Plan przeniesienia dużego krzyża został wzbogacony o ideę, by przenieść go w możliwie znaczące dla Polaków miejsce - na przykład do Katynia; proponowana była idea zasłonięcia dużego krzyża, od strony obozu, murem albo drzewami; był pomysł położenia tego krzyża tam, gdzie jest (leżące krzyże są często na nagrobkach). Niedawno powstała myśl, by zamiast tylko zabierać krzyże, sadzić zamiast nich drzewka pojednania. Każdy z tych pomysłów jest godzien uwagi, żaden nie daje pewności definitywnego postępu. Uważam, że wszystkie żydowskie propozycje powinny wychodzić nie od protestu, ale od podkreślenia zasady pozytywnej: wszystkie ofiary powinny być pamiętane, szanowane, upamiętniane przez swoich bliskich w sposób, jaki wydaje im się właściwy. Dopiero przy tym założeniu można wymagać, by wszelkie rozwiązania uzgodnić ze wszystkimi, którzy poczuwają się do tego miejsca. I przypomnieć, że 90 procent ofiar obozu to Żydzi. I że jest to miejsce szczególne, dlatego niezbędne są nieszablonowe rozwiązania. I wreszcie: my wszyscy musimy w końcu przestać zakłócać spokój tego miejsca." I w związku z tym ostatnim zdaniem z tego ostatniego numeru Midrasza odczytam fragmenty listu do redakcji:
"Jestem byłym więźniem tego strasznego obozu Oświęcimia. Mój numer obozowy B 4002. Już wiele o tym obozie mówiono i pisano, ale jestem przekonany, że nikt, ale to dosłownie nikt, nie jest w stanie opisać i opowiedzieć, co w tym piekle naprawdę się działo. (...) I znowu pytam: dlaczego nie dajecie tym Świętym prochom spokoju? Dajcie im święty spokój. (...) Tego krzyku i płaczu, kiedy SS-mani ładowali Cyganów na ciężarówki, nie da się zapomnieć. Składam hołd ich świętej pamięci. Apeluję do wszystkich żyjących byłych więźniów Oświęcimia, aby wypowiadali się w tej samej sprawie co ja i protestowali razem ze mną. Dajcie tym Świętym popiołom spokój. Niech tam nie będzie ni krzyża, ni synagogi czy innej świątyni. Oni naprawdę na pewno sobie nie życzą ponownego targania nerwów pomiędzy Żydami a Polakami. W tym obozie byli więźniowie z 18 krajów Europy, niech się oni wypowiadają i tylko ich głos powinien się liczyć, a nie "Panów", co nigdy tam więźniami nie byli. (...) Także mocno proszę i błagam Ojca Świętego, papieża Wojtyłę, który znany jest na całym świecie jako wielki humanista i który zna cierpienia narodu żydowskiego wszystkich czasów, a Oświęcim przecież tak blisko Wadowic. Tylko Jego głos pragnę usłyszeć. Życzę Wam, i nam Polakom, jak i Żydom, spokoju i wyrozumienia. Z poważaniem Nachman Baharier, Warszawa."
Stanisława Grabska
Myślę Proszę Państwa, że tu mamy jeszcze zarysowane prócz samej historii Żwirowiska dwa wielkie problemy. Co dalej z antysemityzmem w Polsce? Tutaj my, Klub, który cały czas się opowiada za dialogiem i przeciwko antysemityzmowi, my wszyscy mamy coś do zrobienia. Mamy coś do przewalczenia w tych wszystkich pomysłach antysemickich, które dziedziczymy po dwudziestoleciu, po "obozie wszechpolskim" i po spiskowej koncepcji dziejów. Te wszystkie bzdury, które tam były wypowiadane, bzdury właśnie spiskowej koncepcji dziejów, w myśl której mianuje się różnych ludzi Żydami żeby tylko sprawdziła się ta koncepcja. Ale ona ma wpływ na wielu ludzi, także na wielu księży, na wielu niby dobrych katolików. Jak się temu przeciwstawiać? Trzeba coś robić. Trzeba nie tylko wołać. Nam się już jeden członek wypisał z powodu naszego oświadczenia na temat Żwirowiska. Trudno, wypisał się to się wypisał, Bóg z nim. Nie mamy do niego dotarcia. Właśnie do tych ludzi jest najtrudniej dotrzeć. Chyba tylko modlitwą o ich nawrócenie. Natomiast ważne jest młode pokolenie do którego można docierać i które można, zanim chwycą chorobę, uodpornić. Tu jest pierwsze wielkie pytanie.
Drugie pytanie jest pytaniem teologicznym. Właśnie ten problem, że dla nas we wszystkich obozach, we wszystkich męczeństwach Bóg jest i umiera męczony. Dla nas Bóg umierał w każdym Żydzie w obozie, w każdym Polaku w obozie. Tam Bóg cierpiał i Bóg umierał. natomiast w żydowskiej koncepcji teologicznej nie ma możliwości uznania, że Bóg cierpiał i Bóg umierał. To jest właśnie ta sprawa przyjęcia czy nie przyjęcia możliwości Golgoty. Możliwości na której sam Bóg mówi: Boże, mój Boże czemuś mnie opuścił. Faktycznie Chrystusa też opuścił na krzyżu. W pewnym sensie Bóg samego siebie opuścił. Jest coś z tego ich przekonania, że tam nie było Boga, że Bóg ich opuścił i jest coś z naszej wiary, że w każdym, którego Bóg opuścił Bóg sam jest opuszczony. Jest opuszczony przez ludzi, jest opuszczony przez nas. Przechodzi przez komin. Kiedyś napisałam taki wiersz, który był wydrukowany w " Więzi", jedyny jaki kiedykolwiek wydrukowałam, na temat tego, że Chrystus Żyd idzie do gazu. Jest to nasze spojrzenie. Ale jeżeli przyjmiemy na serio wspólnotę cierpienia, że ci co ginęli cierpieli razem, cierpieli tak samo, wspólnoty cierpienia w tym obozie, wspólnoty bycia tym opuszczonym, tak jak Chrystus na krzyżu i naszego poczucia, że w tych Żydach Chrystus umierał; jeżeli uwierzymy, że Jezus Chrystus umierał w każdym ginącym Żydzie w Holokauście, zobaczymy Go w tym naszym bliźnim, to nie będziemy mogli być antysemitami. I będziemy mieli wyrozumiałość dla ich wołania o milczenie w tym obozie. Oni przeżywają ten moment: "Boże czemuś mnie opuścił". My wiemy już, że to jest moment krzyża i wiemy, że to opuszczenie jest zarazem przyjściem Boga. Przyjściem w nas i do nas, ale nie potrafimy tego im przekazać, ponieważ oni są jakby w innym momencie historii. Oni są w tym momencie starotestamentowym. Momencie zgorszenia krzyża. Tym bardziej, że myśmy się przyczynili w całej historii chrześcijaństwa i prześladowania Żydów przez chrześcijan do tego żeby ten krzyż był przez nich tak odczytywany.
Tutaj sprawa naprawienia tego, dojścia do dialogu bardzo zależy też od tego jak my będziemy się odnosić do Żydów. Jak my będziemy świadczyć o tym dialogu. Jak my będziemy się odnosić do Żydów polskich i do wszystkich Żydów i do przyjeżdżających Żydów. Tutaj mieliśmy niedawno w Klubie takie spotkanie zorganizowane przez redaktora Wilkanowicza z promocją książki Żydówki, która przeszła obóz i która jest w wielkiej przyjaźni z wielu Polakami. Zjechało się na tą promocję książki wielu jej przyjaciół z całej Polski. Atmosfera tego spotkania była atmosferą przyjaźni. Myślę, że bardzo ważne jest żebyśmy tą atmosferę przyjaźni i spotkania wytwarzali i z wszystkich możliwości spotkania, otwarcia i zrozumienia korzystali. Nie dyktatu, jak uważają ci ze żwirowiska, kogoś kto jest potężny. Ale płaczu i domagania się aby kogoś kto płacze i kto przeszedł przez wielkie cierpienie, uszanować. Jakoś tego musimy uczyć także nasze dzieci. Nie tylko poprzez różne sekcje Klubowe, ale w ogóle wszędzie gdzie kto może.
Maleńkie uzupełnienie do tego, co powiedziałaś. Mianowicie teologia żydowska nie jest tak jednolita jak katolicka. Nie ma w judaizmie jakiegoś Urzędu Nauczycielskiego, nie ma jakiegoś centrum. Jest ogromne bogactwo teologii. Jeżeli chodzi o cierpienie, to na skutek tego największego cierpienia zakończonego Zagładą zaczęto mocno podkreślać nieobecność Boga. Chociaż też nie we wszystkich nurtach judaizmu. Często tak do tego podchodzono jak u nas: Mesjasz, który u bram papieskiego Rzymu siedzi jako żydowski żebrak. Nawet w czasie tego największego cierpienia niektórzy niewierzący lub religijnie obojętni Żydzi odkrywali Boga. Jest takie opowiadanie Wiesela, jak to powieszono w Oświęcimiu na słupku żydowskiego chłopca i kazano więźniom chodzić naokoło. Wtedy ktoś szepnął: Gdzie jest Bóg? gdzie jest Bóg? I usłyszał odpowiedź innego więźnia: Bóg jest w tym powieszonym chłopcu.
Zakończmy modlitwą, którą dla nas, na II Dzień Judaizmu w Polsce (17 stycznia 1999), na prośbę szwajcarskiego Żyda, ułożył Papież:
Boże Abrahama, Boże Proroków, Boże Jezusa Chrystusa! W Tobie wszystko jest zawarte, do Ciebie zmierza wszystko, Ty jesteś kresem wszystkiego. Wysłuchaj naszych modlitw, jakie zanosimy za naród żydowski, który - ze względu na swoich przodków - jest Tobie nadal bardzo drogi. Obdarz go głęboką świadomością przynależności do jednej rodziny ludzkiej, zamierzonej przez Ciebie i przez Ciebie zgromadzonej. Spraw, by wzbudzał w sobie coraz żywsze pragnienie zgłębiania objawionej przez Ciebie prawdy i miłości. Wspomagaj go, by powodowany ludzką solidarnością przechodził od modlitwy do praktykowania sprawiedliwości, pomagając innym w szukaniu Ciebie. Spraw, by każdy z jego członków przez osobistą uczciwość, poprawność obyczajów w życiu prywatnym i publicznym, szacunek dla życia i rodziny, przyczyniał się do budowania wspólnoty coraz bardziej zgodnej z Twoim zbawczym planem. Wspomóż go, by zabiegając o pokój i sprawiedliwość między wszystkimi ludźmi i narodami odkrywał swoje wielkie zadanie objawiania światu Twojego błogosławieństwa. Wspieraj go, by doznawał szacunku i miłości ze strony tych, którzy jeszcze nie rozumieją wielkości doznanych przez niego cierpień, oraz tych, którzy solidarnie, w poczuciu wzajemnej troski jednych o drugich, współodczuwają ból zadanych mu głębokich ran. Pamiętaj o jego nowych pokoleniach, o młodzieży i dzieciach, aby niezmiennie wierne Tobie otwierały się na to, co transcendentne, i na to, co stanowi szczególną tajemnicę ich powołania. Spraw, aby dzięki jego świadectwu cały rodzaj ludzki pojął, że wszystkie narody jeden mają początek i jeden cel ostateczny- Boga, którego zbawcze zamiary rozciągają się na wszystkich ludzi. Amen.
(Spisano z taśmy magnetofonowej)
Początek strony